angus & julia stone - paper aeroplane
Nie
jestem jakąś wielką fanką piłki nożnej, ale jeśli gramy w
biało - czerwonych barwach reprezentując nasz kraj w zmaganiach
międzynarodowych, zawsze jest to dla mnie wielkie przeżycie. Tak
jak i wczoraj. Nie wolno mi się denerwować, ale do tej pory czuję
te emocje. Jest mi ciężko, bo widzę ich smutne twarze,
zawiedzionego, smutnego Kubę Błaszczykowskiego i płaczącego,
obwiniającego się Fabiańskiego. Jestem dumna, że grali tak
pięknie i zaszli tak daleko, ale szkoda mi ich jako ludzi. Ciężko
jest przyjąć do wiadomości, nie porażkę, bo moim zdaniem jej nie
ponieśli, ale przegraną. W piłce i w chorobie. Tylko w chorobie
płaczą już tylko kibice. Kończąc temat piłki, na jesieni MŚ.
Zobaczymy, jak to się potoczy.
Można
powiedzieć, że najgorsze już za mną. Spędziłam pięć tygodni w
szpitalu, przeszłam pięciodniową mega chemię i pierwszy (mam
nadzieję, że ostatni) przeszczep w życiu. Przeszczep komórek
macierzystych.
Bywało
różnie. Starałam się przed wyjazdem jak najbardziej naładować
pozytywem i energią. Bywały jednak chwile, gdy zwyczajnie miałam
dość. Chciałam być już w domu, wrócić do normalnego życia, do
rodziny. Wydaje mi się to już takie zwyczajne. Jestem człowiekiem,
jestem bardzo wrażliwa, akceptuję to.
Minął
miesiąc. Na odchodne usłyszałam, że dojrzałam.
Wystarczyło
mi dziewięć miesięcy, żeby przewrócić swoje życie i namieszać
w swojej głowie. Przyrządzić coś dobrego.
Jesień
będzie czasem ostatecznych decyzji. Rehabilitacja, czy może jeszcze
radioterapia. Na razie czekają mnie wakacje, czyli cotygodniowe
kontrole, pochłanianie leków, leżenie w domu przez miesiąc i
wizyta lekarska po sierpniowych, Letnich Warsztatach Bluesowych w
Puławach, bo wszystko wskazuję na to, że będę mogła wziąć w
nich udział. Na to czekam najbardziej.
To
tak, jakby ktoś oddał mi wreszcie struny głosowe i powiedział –
proszę, używaj mądrze.
Co
do samego powrotu do domu, cudownie jest wrócić do mamy, brata,
psa, do moich książek, łóżka, ogólnie domowego ogniska, ale
jeszcze dziwnie się czuję. Trudno mi się przyzwyczaić. W
pierwszej kolejności, zrobiłam to, co uwielbiam, czyli
przesegregowałam sobie wszystkie swoje rzeczy. Pozbyłam się
przedmiotów, które przestały mieć dla mnie jakieś znaczenie.
Robię to zazwyczaj, żeby zamknąć stary i rozpocząć nowy
rozdział. Jest to dla mnie ważne. Nie lubię gromadzić „śmieci”,
lubię czystą sytuację zarówno w rzeczach, jak i w relacjach
między ludźmi (w tym przypadku, niestety nie zawsze jest to
możliwe).
Jednak
nadal nie udeptałam tego swojego miejsca i jakoś nie mogę zwinąć
się wygodnie w kulkę. Muszę dać sobie jeszcze czas,
zaaklimatyzować się od nowa. Ważne, że wszystko idzie do przodu,
że idę na warsztaty i powracam do śpiewania.
Druga
płyta sama się nie zrobi.
super blog :D
OdpowiedzUsuńhttp://moda-ponad-zycie.blogspot.com