Dziś miałam kontynuację snu z Gonciarzem. Wczoraj śniło mi się, że z nim rozmawiałam. Dzisiaj znów śniło mi się, że z nim rozmawiałam i dodałam, że to niesamowite, bo dopiero napisałam na Facebooku, że mi się śnił... i co? Znów się okazało, że to był tylko sen... Szkoda.
Uwielbiam faceta. Kreatywny, ciekawy, z pasją, inteligentny. Polecam Gonciarza na YouTube. W dużym skrócie mówiąc, człowiek, który dokumentuje swoje życie w Japonii, obecnie przyjechał w odwiedziny do Polski, dlatego tak to przeżywam. Ale polecam, książki i kanał na YT Krzysztofa Gonciarza. Sprawdźcie sobie.
Mija
już pięć dni odkąd codziennie przemierzam 104 kilometry, żeby
ogłuszyć horkruksa. Kładę się na dziesięć minut pod gigantyczny przyrząd wyglądający trochę, jak mikroskop. Nic nie boli, słychać co jakiś czas buczenie przy padaniu wiązki. To wszystko.
Czuję się bardzo dobrze, każdy dzień
przynosi mi wiele powodów do radości, a to tworzy wokół mnie
ochronę przed ogłuszaniem samej siebie. Każdego dnia przytulam do
siebie również myśl o muzyce, która unosi mnie ponad tym
wszystkim. Tworzenie nowych piosenek, próby, nagrywanie live sesji z
drugim już zespołem, zapuszczanie się w nowe rejony nieodkrytej
muzyki, słuchanie płyt i chodzenie na koncerty. Kwintesencja życia.
Dzisiaj pozwoliłam sobie na tę przyjemność obcowania z żywymi
instrumentami i muzycznymi żywiołami, idąc na koncert. Ludzie z
pasją, czyli tacy, których obecność uruchamia moje pozytywne
wibracje i sprawia, że chcą one lecieć w każdą stronę świata i
w każdego napotkanego człowieka, rozgwieżdżali moje oczy i duszę.
Uczucie chyba równie piękne, jak zakochanie, ale na pewno bardziej
niewinne i mniej zaślepiające. Dlatego zatracam się w tym bez
reszty, bez konsekwencji. Opadam po dniu pełnym emocji na łóżko w nadziei, że takich chwil, jak dzisiaj będzie więcej.
Pozytywne
wibracje.
Kiedyś
nie do końca wiedziałam, o co w tym chodzi. Dzisiaj wiem, że to
życie w zgodzie ze sobą, usuwanie negatywnych przeszkód między
swoimi relacjami z ludźmi, piastowanie własnego życia, bez szkody
dla drugiego człowieka i szczera uprzejmość oraz sympatia wobec
niego. Ale to również coś, co pozwala nam się odbić od świata,
dla mnie tym jest właśnie muzyka. Wyobraźcie sobie, że przy
radioterapii wysusza się gardło i struny głosowe są ciągle
podrażnione, co jest jednoznaczne z tym, że trzeba sobie odpuścić
śpiewanie, aż do pełnej regeneracji. Już mi to na początku
zapowiedzieli. A ja wstaję rano, maluję oko i śpiewam drugi głos
Jill Scott, po czym łapię się na tym, że śpiewam, przestaję, a
za chwilę znów dodaję akcenty jakbyśmy śpiewały w duecie. No i
jak tu się powstrzymywać od śpiewania, jak ja mam amnezję, bo
ciągle się zapominam, że nie wolno! Poza tymi małymi
wykroczeniami inhaluję struny, nawilżam, piję wodę itp. i
przygotowuję się na wielki powrót, zaskoczenie samej siebie, co
ostatnio wokalnie coraz częściej mi się udaję. Póki co, zacieram
ręce przed pokornym i wdzięcznym powrotem na scenę.
Ole.