piątek, 18 listopada 2016

Muzyczne wibracje i radioterapia

migu migu w wieku ok. 7 lat 

Dziś miałam kontynuację snu z Gonciarzem. Wczoraj śniło mi się, że z nim rozmawiałam. Dzisiaj znów śniło mi się, że z nim rozmawiałam i dodałam, że to niesamowite, bo dopiero napisałam na Facebooku, że mi się śnił... i co? Znów się okazało, że to był tylko sen... Szkoda.
Uwielbiam faceta. Kreatywny, ciekawy, z pasją, inteligentny. Polecam Gonciarza na YouTube. W dużym skrócie mówiąc, człowiek, który dokumentuje swoje życie w Japonii, obecnie przyjechał w odwiedziny do Polski, dlatego tak to przeżywam. Ale polecam, książki i kanał na YT Krzysztofa Gonciarza. Sprawdźcie sobie. 

Mija już pięć dni odkąd codziennie przemierzam 104 kilometry, żeby ogłuszyć horkruksa. Kładę się na dziesięć minut pod gigantyczny przyrząd wyglądający trochę, jak mikroskop. Nic nie boli, słychać co jakiś czas buczenie przy padaniu wiązki. To wszystko. 
Czuję się bardzo dobrze, każdy dzień przynosi mi wiele powodów do radości, a to tworzy wokół mnie ochronę przed ogłuszaniem samej siebie. Każdego dnia przytulam do siebie również myśl o muzyce, która unosi mnie ponad tym wszystkim. Tworzenie nowych piosenek, próby, nagrywanie live sesji z drugim już zespołem, zapuszczanie się w nowe rejony nieodkrytej muzyki, słuchanie płyt i chodzenie na koncerty. Kwintesencja życia. Dzisiaj pozwoliłam sobie na tę przyjemność obcowania z żywymi instrumentami i muzycznymi żywiołami, idąc na koncert. Ludzie z pasją, czyli tacy, których obecność uruchamia moje pozytywne wibracje i sprawia, że chcą one lecieć w każdą stronę świata i w każdego napotkanego człowieka, rozgwieżdżali moje oczy i duszę. Uczucie chyba równie piękne, jak zakochanie, ale na pewno bardziej niewinne i mniej zaślepiające. Dlatego zatracam się w tym bez reszty, bez konsekwencji. Opadam po dniu pełnym emocji na łóżko w nadziei, że takich chwil, jak dzisiaj będzie więcej.

Pozytywne wibracje.
Kiedyś nie do końca wiedziałam, o co w tym chodzi. Dzisiaj wiem, że to życie w zgodzie ze sobą, usuwanie negatywnych przeszkód między swoimi relacjami z ludźmi, piastowanie własnego życia, bez szkody dla drugiego człowieka i szczera uprzejmość oraz sympatia wobec niego. Ale to również coś, co pozwala nam się odbić od świata, dla mnie tym jest właśnie muzyka. Wyobraźcie sobie, że przy radioterapii wysusza się gardło i struny głosowe są ciągle podrażnione, co jest jednoznaczne z tym, że trzeba sobie odpuścić śpiewanie, aż do pełnej regeneracji. Już mi to na początku zapowiedzieli. A ja wstaję rano, maluję oko i śpiewam drugi głos Jill Scott, po czym łapię się na tym, że śpiewam, przestaję, a za chwilę znów dodaję akcenty jakbyśmy śpiewały w duecie. No i jak tu się powstrzymywać od śpiewania, jak ja mam amnezję, bo ciągle się zapominam, że nie wolno! Poza tymi małymi wykroczeniami inhaluję struny, nawilżam, piję wodę itp. i przygotowuję się na wielki powrót, zaskoczenie samej siebie, co ostatnio wokalnie coraz częściej mi się udaję. Póki co, zacieram ręce przed pokornym i wdzięcznym powrotem na scenę.
Ole.

piątek, 4 listopada 2016

4 listopada

4 listopada. To chyba zawsze będzie najważniejsza data w moim życiu. To dzień, w którym równo rok temu, moje życie przewróciło się do góry nogami. Zadrżały niepewne fasady, strefa komfortu przestała istnieć. Wielki podręcznik do nauki życia i przetrwania spadł mi na głowę. Nie mogłam być obojętna. Mam nadzieję, że ta wiedza zostanie mi do końca i będę potrafiła ją odpowiednio wykorzystać. Moje doświadczenie, to również refleksja dla Was. Nie bez powodu to się wydarzyło między nami wszystkimi. To lekcja również dla Ciebie.
Myślałam, że dzisiaj już napiszę – jest 4 listopada, mija rok, a ja jestem zdrowa. Niestety, życie jest mało przewidywalne i pomimo starań, zarówno moich jak i wielu ludzi, nie mogę tego napisać. Chociaż wiem, że już naprawdę niewiele zostało. Mocno w to wierzę.
4 listopada, moja mama usłyszała od lekarzy, że mogę umrzeć w każdej chwili, przez horkruksa. Walczył ze mną skubany. Chciał mnie wrzucić w bukszpan w trakcie jazdy. Chwała Bogu, nie udało mu się, choć DWA RAZY był blisko zwycięstwa. Mam nadzieję, że już nigdy więcej się nie odważy.
Mija rok. Pragnę tu i teraz podziękować wszystkim ludziom, zaczynając od tych, którzy byli, są i będą - mojej rodzinie i przyjaciołom. Wielki szacunek za poświęcenie, oddanie, za miłość i przyjaźń. Żadne z Was nie musiało w żadnym stopniu rezygnować z części swojego życia dla mnie. Dziękuję.
Chcę podziękować także wszystkim tym, którzy stanęli w tym czasie na mojej drodze, całemu personelowi szpitali, w których przebywałam, pacjentom fighterom, których poznałam, ludzi którzy nieśli pomoc całej mojej rodzinie w tym trudnym dla nas czasie, tym którzy wierzyli we mnie, myśleli o mnie, modlili się za mnie. Tym którzy udostępniali posty, ODDAWALI KREW, wozili piżamy, wysyłali smsy, rozliczyli się z podatku, licytowali, grali na koncercie dla mnie, trzymali mnie za rękę, powiedzieli dobre słowo, odwiedzali, zaczepiali na ulicy, chcieli do mnie napisać lecz się bali, a wiem, że wielu jest takich ludzi. DZIĘKUJĘ WSZYSTKIM. 
Jest jeszcze jedna rzecz, jakiej mogłabym podziękować gdyby była człowiekiem – to muzyka. Bez muzyki, która jest we mnie, której słuchałam, bez myśli o powrocie do śpiewania, straciłabym sens życia. Jestem szczęśliwa, że mogę jej tak mocno doświadczać. Ona ma niesamowitą siłę, która jest była i będzie dla mnie uzdrowicielem.
Już zalałam klawiaturę, więc kończąc dopiszę, że robienie dobra jest super i DOBRO POWRACA, zobaczycie.
Ja już tego doświadczyłam. 
Kłaniam się.
Jadźka Fighter.